wtorek, 14 sierpnia 2012

Po powrocie.

Cześć, kochani!
Około 22.00 w piątek wróciłam do Warszawy, a cały wczorajszy dzień odsypiałam
^^

Mojemu powrotowi towarzyszył dziwny, głęboki smutek, który odczuwałam.
Przez tydzień byłam we Włoszech, pięknych, wesołych, gdzie ludzie mimo kryzysu są wiecznie uśmiechnięci i sympatyczni, a powróciłam do stolicy Polski, która w porównaniu wydaje mi się nudna, o niektórych mieszkańcach już nawet nie wspomnę...
Słowem - gwałtownie zostałam przywrócona do rzeczywistości, co trochę mnie dołuje.
Widać różnicę między tymi dwoma nacjami już na pierwszy rzut oka.
Głównie pogoda - w cieniu termometr we Włoszech NIGDY nie pokazywał mniej niż 35 stopni, lecz żeby uzyskać temperaturę odczuwalną, należy dodać jakieś siedem, osiem stopni, a w wytrzymywaniu upałów nie pomagało to, że dziennie przechodziliśmy po kilkanaście kilometrów w słońcu i to często tak zwanym muzealnym kroczkiem - powolnym dreptaniem z powodu takiej liczby ludzi, że ciężko nawet ruszyć ręką, a co dopiero iść. Wbrew pozorom coś takiego męczy o wiele bardziej, niż nie jeden marsz.
Przynajmniej się opaliłam...
Cóż, we Włoszech nie było takich upałów od 250 lat, a w Polsce jest tak zimno, że siedzę pod kocem w dwóch swetrach i dygocę z zimna,



Codziennie, zaczynając od jutra będę publikowała kolejne zapiski z mojego dziennika, myślę, że będziecie to z ciekawością czytać. Nie zabraknie zdjęć, outfitów, i oczywiście gór rzeczy, które kupiłam (zakupoholizm). 
                                               Wasza  Vana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz